
Urodzony 17 czerwca 1936 w Nuneaton (Warwickshire) Loach dorastał w niezbyt zamożnej robotniczej rodzinie. Trudne doświadczenia dzieciństwa przeniosły się na całe życie artystyczne reżysera. Po ukończeniu szkoły średniej przez dwa lata pracował w lotnictwie wojskowym (Royal Air Force). Później studiował na wydziale prawa w Oxfordzie. To tu – na razie na deskach teatralnych – narodził się Loach-reżyser.
Nigdy nie został prawnikiem. Po studiach pracował w teatrze i telewizji. Po kilku latach zamienił kanał ABC na prestiżową stację BBC, gdzie wspólnie z Tonym Garnettem nagrał serię filmów dla programu „The Wednesday Play”. Okazały się ona tak kontrowersyjne (obaj twórcy byli zagorzałymi socjalistami), że wywołały polityczną debatę. Rewolucyjna była również ich forma filmowa: połączenie neorealizmu z Nową Falą zaowocowało nowym gatunkiem zwanym „docudramą”.
Konserwatywni Anglicy nie lubią filmów Kena Loacha, zdobywcy Złotej Palmy w Cannes za „Wiatr buszujący w jęczmieniu” – bezkompromisowy obraz o niepodległościowych walkach Irlandczyków w latach 20. XX wieku. Wytykają reżyserowi, że prowokuje konflikty, uparcie powracając do „trudnych” tematów angielskiej historii, przypominając o wyzysku, bezrobociu, braku mieszkań i problemie irlandzkim. Sam reżyser całkowicie się z takimi opiniami nie zgadza. Ale choć Loach nie wierzy w interwencyjną siłę kina, chętnie ustawia swoją kamerę tam, gdzie dzieje się niesprawiedliwość. I często powtarza: „Kino nie jest ruchem politycznym ani partią. To tylko filmy, które w sposób najlepszy, jak to tylko możliwe, włączają się w publiczną debatę”.
Reżyser nie kryje jednak ani w wywiadach, ani w swoich filmach konsekwentnego pesymizmu. Dlatego z zasady interesują go ludzie przegrani: bezrobotni z Sheffield („Spojrzenia i uśmiechy”), zniewoleni przez system („Ojczyzna”), prześladowani w rządzącej przez torysów Anglii („Wiatr w oczy”, „Ladybird, Ladybird”) czy ofiary republikańskiej rewolucji („Ziemia i wolność”). Nie jest to bynajmniej wybór wyłącznie polityczny – Loach przyznaje, że ludzie przegrani, którzy nie mają już nic do stracenia, idą na całość, co stwarza więcej możliwości dramatycznych.
Niekiedy oskarża się społecznie zaangażowane kino Loacha o propagandę, jednak nikt nie odmawia reżyserowi niezwykłego zmysłu obserwacji – surowej, wnikliwej i pozbawionej malowniczej stylizacji. Twórca nagrodzonego w Cannes „Riff-Raff” nie znosi retuszów i niepotrzebnego inscenizowania na planie. Kręci w autentycznych wnętrzach i plenerach, angażuje nieprofesjonalnych aktorów i pozwala im na improwizację. Co ciekawe, reżyserskie szlify Loach zdobywał w telewizji, gdzie realizował tzw. fabularyzowane dokumenty. Już wtedy zresztą nie ukrywał, że jest zatwardziałym socjalistą, a jego dokumenty i filmy odzwierciedlają idee lewicy i jej doświadczenia. Przyznaje jednak przewrotnie, że „Stalin przyniósł socjalizmowi większe szkody, niż ktokolwiek inny”.
Pesymista Loach, pięciokrotnie nagradzany w Wenecji (w tym za całokształt pracy), popiera jednak niepoprawny idealizm swoich bohaterów, którzy podejmują fatalne w skutkach decyzje, ale ich wybory okazują się ostatecznie swego rodzaju moralnym zwycięstwem. Mimo krytycznych poglądów na temat rzeczywistości reżyser wierzy w zwycięstwo ideałów, a przede wszystkim – w ludzi, ich zdolność przetrwania i budowania trwałych więzi. Nawet to jednak nie przysparza mu sympatii brytyjskich władz i telewizji. Każdy kolejny film Loacha wyczekiwany jest z niepokojem. „Ojczyzna” i „Tajna placówka” uznane zostały za jawnie antybrytyjskie, a „Ziemia i wolność”, napiętnowane nawet przez lewicowych krytyków, wywołały ogólnonarodową debatę nad rewizją hiszpańskiej historii. Poza Anglią Loach uważany jest jednak niezmiennie za jednego z najwybitniejszych twórców kina społecznie zaangażowanego. Każdy niemal jego film trafia na najbardziej prestiżowe światowe festiwale, z których rzadko wyjeżdża bez nagród. Twórca nagrodzonego przez jury w Cannes „Wiatru w oczy” przez lata był też jednym z mistrzów Krzysztofa Kieślowskiego, który otwarcie przyznawał, że podziwia Loacha za niezmiennie radykalne poglądy, surowy styl i prawdziwie współczujące spojrzenie.
źródło: Canal+
Ricky i Abbie chcą dla siebie i swoich dzieci czegoś więcej. On jest w stanie poświęcić wszystko, żeby ich marzenie o własnym domu wreszcie się spełniło. Ma dosyć czekania, aż sprawy przyjmą lepszy obrót – stawia wszystko na jedną kartę i zaczyna pracę na własną rękę. Rzuca się w wir obowiązków, chcąc jak najszybciej osiągnąć swój cel. Ona, myśląc o przyszłości, nie chce stracić z oczu tego, co już mają: kochającej się rodziny i wzajemnego wsparcia. Wierzy, że goniąc za szczęściem, trzeba wiedzieć, kiedy się zatrzymać.